Uniosła rękę i kręciła nią
obserwując, jakie kształty przybiera cień. Nie było łatwo wygiąć
ją tak, żeby odbicie przypominało coś prawdziwego, ruszającego
się, reagującego. Czasami cień był zbyt nieregularny,
nastroszony, zbyt skokliwy, żeby przypominać coś żyjącego. Innym
razem był jak małe, dzikie, niepokorne zwierzątko, które
strzygło uszami i uciekało w kąt ściany. Wystarczyło zgiąć
palce, żeby stało się na wpół otwartą, najeżoną zębami
paszczą. Albo słodkim kotkiem goniącym za swoim ogonem.
Cień był tylko cieniem. Rzucająca go ręka tylko zwykłą ręką. Przyjrzała się swojej dłoni, błonom, między rozczapierzonymi palcami i białym półksiężycom na paznokciach. Długie, szczupłe palce zawsze były zimne.
Sięgnęła do miseczki z cukierkami i wybrała tego z białym nadzieniem. Był najsłodszy, a w środku wypełniony kawałkami migdałów. Zwinęła w dłoni złotko i podniosła się, żeby je wyrzucić do kosza. Czekoladowa polewa miękła i rozpływała się w ustach. Leyla nie miała pomysłu na ten dzień. Było chłodno, więc podkręciła ogrzewanie. Śnieg spadał coraz szybciej i gęściej, łaskotał szyby i zaczynał przypominać mleczną zupę.
Cień był tylko cieniem. Rzucająca go ręka tylko zwykłą ręką. Przyjrzała się swojej dłoni, błonom, między rozczapierzonymi palcami i białym półksiężycom na paznokciach. Długie, szczupłe palce zawsze były zimne.
Sięgnęła do miseczki z cukierkami i wybrała tego z białym nadzieniem. Był najsłodszy, a w środku wypełniony kawałkami migdałów. Zwinęła w dłoni złotko i podniosła się, żeby je wyrzucić do kosza. Czekoladowa polewa miękła i rozpływała się w ustach. Leyla nie miała pomysłu na ten dzień. Było chłodno, więc podkręciła ogrzewanie. Śnieg spadał coraz szybciej i gęściej, łaskotał szyby i zaczynał przypominać mleczną zupę.