wtorek, 30 sierpnia 2016

Ogórki

KTO NIE POTRAFI WYĆ NIE ODNAJDZIE SWEGO STADA.

Lubię leczo mojej mamy. Zwłaszcza to, które robi wczesną jesienią. Nie ma powtarzalnej receptury, więc smak zmienia się w obrębie lata odpowiednio do dostępnych warzyw, ich dojrzałości i aromatów. Dzisiaj na przykład przyniosła kubełek starych ogórków z działki. Były opasłe i mięsiste, wyrośnięte, jak kabaczki. Były bardzo -prze, przerośnięte i przebarwione, były tak -prze, że niemal straciły swój ogórkowy fason stając się czymś zupełnie innym - prawie dyniowatym i niezdolnym do spełniania funkcji właściwych ogórkom. Zgodnie stwierdziłyśmy, że ni nadają się do lemoniady ani na mizerię przez lekko kwaskowy smak i z pożółkłą, szorstką skórę. Dlatego obrała i je skroiła w grubą kostkę, wycinając gąbczasty miąższ z nasionami prawie tak grubymi, jak w kabaczkach. Wrzuciła je razem z cukinią, cebulą i garścią pomidorów do rondla, doprawiając i zaklinając po swojemu, jak prawdziwa starucha-wiedźma. Wyszło pysznie. I ta struktura gotowanych ogórków... Są beznadziejne w swojej roli, ale bezkonkurencyjnie oddają smak tego, co zaczęły przypominać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Shalis dla Wioska Szablonów
© Qinni.