wtorek, 15 marca 2016

Dziadkowie





Szłam. Tak ja za dawnych, dobrych lat, kiedy chodziło się gościńcem odwiedzić dziadków. Zawsze w słoneczny, rozświetlony dzień, z Miśkiem, który wbiegał w młodą kukurydzę, a o tym, że falująca, żywa zieleń i smugi słońca go nie pochłonęły świadczyły wyłącznie poruszające się kapryśnie kolby.
Tym razem było inaczej. Byłam sama i głęboko, całą świadomością to odczuwałam. Wyglądało to tak, jakby t o miejsce opustoszało. Jak gdyby wszyscy się stamtąd wynieśli, albo co gorsza, pomarli. Nie było też psa, choć wyczuwałam, coś w rodzaju wlekącego się za mną cienia Miśka. Był częścią martwego świata. Zieleń na łąkach i polu kukurydzy była zgaszona i matowa. Mokra, zgnieciona trawa przylegała do ziemi, jak włosy na czaszce świeżego trupa.
Potem znalazłam się już u dziadków. W przedsionku było przejmująco zimno. W ich domu nigdy nie bywało zimno, palili w piecu jak opętani. Pomyślałam, że oni pewnie też nie żyją. Wtedy uświadomiłam sobie, że śnię. Przemknęło mi przez głowę, że jeśli teraz wejdę do ich pokoju i zobaczę ich martwych, to to będzie jak proroczy sen.
Odegnałam niepokój i powiedziałam „chcę żeby żyli”. Choć w ich pokoju było chłodno i ciemno, siedzieli uśmiechnięci. Postarzeli się i skulili, nie byli już do siebie podobni. Ale żyli. Ucieszyli się nawet na mój widok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Shalis dla Wioska Szablonów
© Qinni.