Tym razem znalazłam się w kościele.
To nie pierwszy sen, kiedy jestem małą dziewczynką i cała
sytuacja rozgrywa się w tym kościele, który rozpoznaję z odległej przeszłości. Ściany nie są ufarbowane na żółto, są takie, jak
wtedy, białe, marmurowe, bardzo chłodne. Niewiele pamiętam, ale
ten obraz przetrwał we mnie do późnych godzin. W kościele są
ludzie, dużo dzieci, śpiewają i niektórzy trzymają świece.
Patrzą się w ołtarz, a ja przechodzę pomiędzy alejkami nieco
zagubiona. Nie chcę zwracać na siebie uwagi. Jest mi wesoło,
wymieniamy się z Radkiem spojrzeniami. Jest taki młodziutki, ma
okrągłą twarz, czerwone usta, włosy opadają mu na czoło. Siedzi
dwie ławki przede mną, odwraca się do mnie i żartujemy. Wreszcie łapie mnie za dłoń. Całuję go w usta. Miękko i słodko ssę jego
dolną wargę, dotykam jego twarzy. Jest cudownie. Potem speszona
uciekam gdzieś w bok. Wszyscy się modlą, szepczą i pokutują w
mętnawym, ćmiącym blasku.
" Nad nami - noc. Goreją gwiazdy dławiący trupi nieba fiolet. Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń." - Borowski
" Nad nami - noc. Goreją gwiazdy dławiący trupi nieba fiolet. Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń." - Borowski