czwartek, 3 marca 2016

Tym razem jechaliśmy na pole tą piaskową drogą. Było lato, bo po prawo rosło zielone żyto. Kamil chyba uczył mnie jeździć. Jechaliśmy puntem. W połowie drogi zatrzymaliśmy się i ja poszłam przodem. Zauważyłam coś dziwnego na brzezińce. Myślałam, że to po prostu drzewko przypominające królika. Zawołałam Kamila. Zaśmiał się i wytłumaczył mi, że ktoś nadział odcięty łeb konia na to drzewo. Zaniemówiłam. W tej chwili zauważyliśmy, że jest tego pełno wokół nas. Były zasuszone odnóża królików naciągnięte na gałązki drobnych osik i tak zakamuflowane, że sprawiały wrażenie części naturalnego krajobrazu. Było też ciało królika, głowa królika - były spreparowane i, jakby sterylne. Największe wrażenie sprawiała głowa konia, te wypukłe oczy... nie widziałam ich, dopóki Kamil nie zwrócił na to uwagi. Wtedy, zauważyłam, że w zaroślach stoi auto. Pomarańczowe, luksusowe, sportowe auto z ciemnymi szybami skierowane do nas tyłem.
- Wynośmy się stąd – położyłam mu dłoń na ramieniu i zaczęłam się odwracać w stronę punta. Cały czas patrzyłam na te zarośla, i wtedy ktoś zapalił silnik. Spostrzegłam tylko dym z rury wydechowej, wtedy Kamil też to zobaczył i zaczęliśmy uciekać. W tyle głowy tkwiła mi jeszcze myśl, że muszę coś zrobić. Odwróciłam się i podbiegłam w ich stronę, żeby zobaczyć nr rejestracyjne. SS7A5. Kamil krzyczał, żebym się pospieszyła. Oboje sądziliśmy, że ci ludzie zabijali te zwierzęta i w jakimś celu zrobili sobie tam tą galerię makabrycznych postaci. Kiedy dotarliśmy do punta, Kamil kazał mi wsiadać, a sam je pchał, bo nie mógł bez tego zapalić. Kręciliśmy się w kółko, potem samochód zapalił i odjechaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Shalis dla Wioska Szablonów
© Qinni.